Czwarta Strona Księgi
Witajcie Kochane Duszyczki! Jak widzicie nie usunęłam bloga i nie poddałam się dzięki wspaniałej bloggerce Marka Lambre która bardzo mnie zmotywowała swoim długim komentarzem, mojej BFF Ali która zawsze mnie wspierała oraz moim najbliższym. Rozdział dedykuję Marce Lambre(jeszcze raz Tobie dziękuję za Twój komentarz który mnie bardzo zmotywował)
Nadszedł nowy dzień. Dzień nowej drogi w życiu Miyoki. Ptaki już od wrzasku prowadziły swą niezwykłą pieśń. Słońce ogrzewało ciemne dachy budynków. Poranek to cudowna pora dnia. Wtedy wszystko budzi się z objęć Morfeusza a pierwsze promienie słońca wypełniają nasze serca radością i nadzieją na dobry dzień. Tak było również w przypadku naszej bohaterki.
Ciepłe promienie słońca wkradły się przez duże, jasne, metalowe okno drażniąc w oczy śpiącą jeszcze szatynkę. Japonka leniwie otworzyła swe duże, czekoladowe oczy. Gdy tylko poczuła bijące od słońca ciepło uśmiechnęła się. Jej duszę przepełniała nadzieja na to, że dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy. Energicznie wstała z mahoniowego łóżka po czym ruszyła w stronę łazienki.
Wyszła ubrana w niebieskie rurki, biały T-shirt z logo jej ulubionego japońskiego zespołu rockowego ''X Japan'' oraz błękitne conversy. Wyglądała nienajgorzej. Pełna nadziei z pieśnią w sercu zeszła po minimalistycznych schodach do kuchni połączonej z salonem. Na dole powitała ją rozpromieniona ciocia Yuki. Kobieta z serdecznym uśmiechem podała nastolatce talerz z śniadaniem. Dziewczyna siadając przy wysepce kuchennej spojrzała na swój talerz. Znajdowały się na nim naleśniki polane sosem czekoladowym. Jej ulubione śniadanie. Potrawę zjadła bardzo szybko po czym włożyła je do zmywarki i ruszyła za ciocią do czarnego Camaro.
Droga do szkoły minęła Azjatkom w ciszy. Dosyć szybko znalazły się na miejscu. Budynek służący za liceum był wielki i zadbany. Cały gmach był koloru jasno-brązowego. Wokół było całkiem sporo jak na nowojorskie liceum zieleni. Kobieta zaparkowała tuż przed wejściem. Miyoki wysiadła z samochodu i ruszyła pewnym krokiem do gabinetu dyrektora. Tam powitały ją uśmiechnięte od ucha do ucha sekretarki oraz pani dyrektor. Była to kobieta po pięćdziesiątce z sympatycznym wyrazem twarzy i ciepłym głosem. Po otrzymaniu planu lekcjii,
podręczników oraz kluczyka do szafki wyszła z sekretariatu szkoły. Na korytarzu otworzyła szafkę numer 55 po czym włożyła tam swoje rzeczy. Zaczynała widzieć coraz więcej plusów przeprowadzki do Nowego Jorku. Tamtejszego dnia widziała wszystko przez ''różowe okulary''.
- Hej- usłyszała czyiś głos. Odwróciła się i ujrzała wysoką szatynkę ubraną w trampki, krótkie jeansowe spodenki oraz czarno-białą bluzkę.
- Cz-cześć- odpowiedziała jąkając się. Nie spodziewała się, że pierwszego dnia ktoś się do niej odezwie z własnej woli. Los znów ją zaskoczył. Tak to jest z naszym życiem. Ciągle ono nas zaskakuje. Nie koniecznie pozytywnie.
- W której klasie jesteś?- spytała
- II B.-odpowiedziała Japonka
- To jesteśmy razem w klasie.-odpowiedziała z uśmiechem. - Kylie Morgan- dodała
Serce Azjatki znów napełniło się radością. W jej duszy znów zagrała radosna pieśń.
- Miyoki Yukimura- odpowiedziała. Po chwili ujrzała grupkę ludzi ubranych na czarno spoglądających na szatynki. Miyoki spojrzała na telefon. Po zaledwie 5 sekundach oderwała się od telefonu, lecz nie zobaczyła Kylie która jeszcze chwilę temu obok niej stała. Zwróciła głowę w stronę tajemniczej grupki osób. Zauważyła tam Kylie spoglądającą z niepokojem to na swego kolegę to na Miyoki. Gdy Morgan przyłapała Yukimurę na przyglądanie się im jej mina gwałtownie się zmieniła. Z zaniepokojonej w niezadowoloną. Gdy spojrzenia dziewczyn napotkały się Japonka dostrzegła w Kylie wrogość. Nie rozumiała co było tego powodem. Jeszcze przed chwilą rozmawiała z nią jak z dobrą koleżanką a teraz patrzała na nią z wrogością. Oderwała od nich wzrok. Rozległ się dzwonek na lekcje. Azjatka ruszyła w stronę klasy. Cały czas w jej głowie głębiły się myśli i pytania dotyczące Kylie.
***** ***** *****
Przepraszam, że pokazuję Wam takie coś. Jest mi naprawdę wstyd, że dodałam tutaj takie bezkształtne coś. Jest to najdłuższy rozdział jaki dotychczas napisałam. Tym razem nie napiszę szantażyku ale mimo tego proszę Was o komentarze. Nawet jak nie będziecie komentować nie poddam się. Może kiedyś uda mi się osiągnąć sukces i zyskać więcej czytelników. Zrozumiałam to dzięki wspanałej Marce Lambre której jeszcze raz dziękukę <3
Komentarze (2):
Więc jestem i przeczytałam :)
Pęknie piszesz dziwie się , że nie komentują -_-
To jest tak cudowne...wręcz magiczne ....
Po prostu ideał <3
A mówi ci to osoba , która czyta tylko o Naxi :D
A czytam twoje a Naxi nie ma !!!!!!
A to dziwne zwyczajnie zrozumiałam , że jeśli nie ma Naxi to nie oznacza , że jest to złe...
A wręcz przeciwnie pięknie wszystko opisujesz urzekłaś *_*
Będę to czytała z wielkim zapałem , ale nie obiecuję , że zawsze będę komentowała po prostu brak czasu....
Nie wierzyłam , że mój komentarz tak ci po może *_*
Mucho Gracias za wyróżnienie :***
Czekam na kolejne twe dzieło i jeszcze raz dziękuje za wyróżnienie :***
Rozdział jak zwykle cudowny *.*
Cieszę się, że ktoś pisze takiego bloga <3
Kocham :3
Prześlij komentarz
Jeśli już tu zaglądnąłeś proszę o jeden, nawet przypadkowy znak. Dla Ciebie to zaledwie parę sekund a dla mnie motywacja do dalszego pisania.
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna